Kiedyś, w zamierzchłych czasach
gimnazjalnych, wpadłam na pewien pomysł, który wydawał mi się absolutnie
genialny, zatem szybko go zrealizowałam. Tak prędko, że zabrakło mi
czasu by wystarczająco nad nim popracować, wygładzić, dopieścić i w
ogóle zrobić to wszystko, co należy uczynić przed publikacją
jakiegokolwiek tekstu.
Dziś, kilka lat od tamtego
niechlubnego zdarzenia, przypomniałam sobie adres prowadzonego wówczas
bloga i wiedziona ciekawością, jak kiedyś pisałam, zdecydowałam się go
odwiedzić.
Ale jak to ma się do celu istnienia tego skrawka sieci ? Już śpieszę z wyjaśnieniami!
Moja poprzednia pisanina ani
trochę mi się nie podoba, bo nie była przemyślana, w dodatku zaplanowana
'na chybcika' pod wpływem gorącego pragnienia stworzenia czegokolwiek
(ot, taki sobie grafomański szał). Jednak szał zniknął, a opowieść
została. Nie, nie w internecie, to pomijam, ale w mojej głowie. Siedzi
tam i siedzi, co raz głośniej domagając się spisania, mimo, że zrodziła
się dość dawno temu.
Nie mi, nędznej autorce, spierać się z Wielkim Wenem, zatem jeśli on każe - ja pisze.